Z wizytą w Muzeum Rolnictwa w Szreniawie na VI Festiwalu Sztuki Ludowej, festiwalu z moich koszmarów. Rączki pod boczki i figury akrobatyczne do melodii Hej, sokoły. Naprawdę, trzeba powtarzać głośno („my już nie wołamy, my ryczymy”): to jest oszukiwanie ludzi, tyleż tych nieświadomych, co insajderów, jak „paluszki krabowe” zamiast kraba. Jako tako bronili się tylko (jak zawsze) Bułgarzy. Muzeum duże, potencjalnie ciekawe, ale – to pobieżny ogląd, zastrzegam – staromodnie statyczne i „za szybą”. Przecież tyle tu pięknych maszyn, które można uruchomić. W Wielkiej Brytanii kochają ryk i smog ze stacjonarnych silników spalinowych.
Biskupianie byli tu przedstawiać obrzęd weselny i wystawę, na której można było zobaczyć zadziwiające detalami, wykwintnością, ale i egzotyką („budy” kobiece) stroje. (Szkoda, że – o ile wiem – wiszą w muzeach, niedostępne dla śpiewaków i tancerzy.) Przedstawiono też Paryski szyk, biskupiański dryg – uroczy pokaz mody, w którym elementy stroju biskupiańskiego zostały wykorzystanie w kolekcji letnio-balowo-bombastycznej: czarne futerko z białą koronkową kryzą anyone?
A w drodze powrotnej minęliśmy klub Ekwador w Manieczkach. „To w Warszawie też go znają?” – zdumieli się miejscowianie pod sklepem w Pępowie.
25 Maj, 2015 → 11:23 AM
[…] kielisiówki od hartunga. rozmawiałem z biskupianką mieszkającą w szreniawie (o tej ostatniej już pisałem…), panią marylą andrzejewską, która opowiadać będzie o strojach biskupiańskich, zwłaszcza […]